Było piękne lipcowe popołudnie . Jak to bywa latem, dzieci w najlepsze biegały po podwórku. Pies ujadał, koty łaziły między nogami prosząc o kolejny kąsek czegoś dobrego.W takich właśnie dniach – w szczególności, że był to piątek – postanowiliśmy zadzwonić po przyjaciół, aby spędzić miło piątkowy wieczór. Długo się nie zastanawiając wyjęliśmy z garażu grilla, mąż poszedł po prowiant i coś do picia. Ja z dziećmi zaczęliśmy szybciutko ogarniać podwórko. To znaczy, miało być szybciutko ! Okazało się, że bałagan zrobił się nam nieziemski. Jakby było nie sprzątane co najmniej od kilku dekad ! Porozrzucane zabawki były najmniejszym problemem. Gdzie by nie spojrzeć rozwalały się porozrzucane narzędzia ogrodowe, jakieś doniczki, resztki brykietu po poprzedniej imprezie czy wreszcie cała kupa skoszonej a raczej sfermentowanej/skisłej trawy. No, ale co począć – zabraliśmy się żwawo do roboty i po dwóch godzinach ślad po bałaganie dosłownie zniknął.
Dzieci nie mogąc doczekać się ulubionych gości, zaczęły zaplatać warkocze ze zwisających gałęzi wierzbowych. Wyglądało to na prawdę bajkowo. Ku ich zniecierpliwieniu, w końcu zadzwonił telefon i w słuchawce rozległo się radosne : otwieraj bramę, jesteśmy !!! Hmmm, pomyślałam – otwieraj bramę…. Programowanie pilota do bramy znów zostało przełożone przez nas na..następny raz. Tylko nie wiadomo kiedy ten następny raz nastąpi. Nie potrzebujemy jej otwierać bo starcza nam przemieszczać się furtką. No, ale to przecież żaden problem. Samochód może stać na ulicy pod jakby nie było – czujnym okiem sąsiadów.
Zaczęliśmy naszą małą domową imprezkę. Mięso aż skwierczało z zachwytu, że może w tym dniu zaszczycić swoją obecnością nasze żołądki. Kiełbaska, gdyby umiała mówić , poleciłaby się do konsumpcji jako pierwsza. Do tego sałatka zrobiona w tempie ekspres – czerwony jak burak pomidor, złośliwa lecz słodka cebulka i obowiązkowo król ogórek małosolny pierwszy. Nie mogło oczywiście zabraknąć chleba. Tego naszego rodzimego pieczonego, pachnącego zbożem, pachnącego polem, pachnącego domem, cudownego w swojej prostocie. Cóż więcej do szczęścia potrzeba ?
Zrobił się wieczór.gwiazdy lśniły tysiącem iskierek a granatowe wręcz jagodowo – borówkowe niebo nie pozostawiało złudzeń – jutro będzie przepiękny dzień. Siedzieliśmy tak w skupieniu obserwując gwiazdy, które wydawałby się być na wyciągnięcie ręki. Może by tak jedna spadła – każdy w sercu miał nadzieję na spełnienie swojego życzenia. Tu małym wozem jadą gwiazdy, tu dużym wozem się ścigają po cudnej drodze mlecznej a pani polarna skutecznie oświetla im tą piękna gwiezdną ścieżkę.
Takie spotkania mogłyby trwać wiecznie. Mogłyby ciągnąć się godzinami bez najmniejszego uszczerbku na emocjach. Bo takim spotkaniom zawsze emocje towarzyszą. Tylko w tym wszystkim chodzi o to, żeby były to spotkania oparte na obopólnej korzyści. Bez chamstwa, kłamstwa, awantur czy wymianie głupich spojrzeń. Życzę wszystkim takich przyjaciół jak nasi. Na dobre i złe , w dostatku i niedostatku, w zdrowiu i chorobie. Ciężko znaleźć takich na prawdę prawdziwych przyjaciół. Dlatego jeśli ich macie – oglądajcie razem gwiazdy tak często jak tylko możecie.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here